Nie ma ostatnio właściwie dnia, by niemieckie media nie żyły akcjami aktywistów „Ostatniej generacji”. Ulubiona forma ich protestów to blokowanie dróg – i to bynajmniej nie takich pobocznych. Protesty odbywają się zwykle na najbardziej ruchliwych arteriach Berlina, Frankfurtu czy Monachium. Coraz częściej jednak blokowane są także drogi w mniejszych miastach.
Aktywiści czasem siadają na drogach i blokują ruch. Ale zdarza się, że do ulic się po prostu przyklejają. Oznacza to gigantyczne problemy dla ruchu w miastach, a policja nierzadko musi ich ostatecznie od dróg odklejać.
Problemy spowodowane protestami są gigantyczne – i nie chodzi tu tylko o blokadę miast i straty finansowe, które się z tym wiążą. Pod koniec zeszłego roku głośna była na przykład sprawa blokady miejskiej autostrady A100 w Berlinie. Gdy aktywiści protestowali, w 44-letnią rowerzystkę wjechała ciężarówka. Poprzez gigantyczne korki, karetka dojechała na miejsce bardzo późno, a kobieta po kilku dniach zmarła. Społeczne emocje po wypadku były gigantyczne, ale „Ostatnie pokolenie” szybko wróciło do blokowania A100.
Wachlarz działalności organizacji zresztą ostatnio jest coraz szerszy. Niedawno wylewali pomarańczową farbę na prywatne samoloty na lotnisku w Berlinie, innym razem zniszczyli pomnik niemieckiej Konstytucji. Pod koniec kwietnia natomiast za swój cel wzięli luksusowe sklepy na słynnej berlińskiej alei Ku’damm. Zniszczyli tam fasady m.in. sklepów Gucci, Rolexa czy Louis Vuitton. Regularnie też starają się niszczyć dzieła sztuki w galeriach czy muzeach. Te są jednak zwykle dobrze zabezpieczone, więc dzieła wytrzymują te próby.
Czego chcą aktywiści? Zasadniczo, jak twierdzą, chodzi im o „uratowanie planety”. Ich nazwa zresztą wzięła się z cytatu byłego prezydenta USA Baracka Obamy: „jesteśmy pierwszym pokoleniem, które odczuwa skutki zmian klimatu i ostatnim, które może coś z tym zrobić”. Jakie są ich konkretne postulaty? Aktywiści chcą na przykład „dekarbonizacji Niemiec”, ale i ograniczenia prędkości na autostradach do 100 km/h (teraz u naszych sąsiadów w ogóle ograniczenia nie ma) czy wprowadzenia stałego biletu za 9 euro na komunikację miejską. Są i bardziej kontrowersyjne żądania: na przykład według nich producenci żywności powinni rozdawać część swoich artykułów za darmo, by walczyć z głodem i z zatruwaniem środowiska. Trudno jednak powiedzieć, żeby ich pomysły szybko miały wejść w życie. Protesty będą więc zapewne trwać i przybierać na sile.
Aktywiści nie oszczędzają nawet pomników. Tu oblali pomnik Konstytucji farbą, która ma symbolizować krew. „Decyzje klimatyczne rządu oznaczają śmierć” – tłumaczyli ten ruch w swoich mediach społecznościowych.
„Władze nie chcą tego ograniczać”
Jeszcze nie tak dawno temu to Greta Thunberg była uznawana za radykalną aktywistkę klimatyczną. Przy działaniach „Ostatniego pokolenia” jej akcje wydają się natomiast dość niewinne. Jej organizacja „Fridays for Future” niedawno skrytykowała działalność aktywistów.
„Kryzys klimatyczny wymaga rozwiązań dla całego społeczeństwa i możemy je znaleźć i walczyć o nie tylko wspólnie, a nie poprzez nastawianie jednych ludzi przeciwko drugim” – brzmiało oświadczenie organizacji Grety. „Fridays for Future” zwraca też uwagę, że przez blokady dróg do pracy nie są w stanie dojechać mniej zamożni mieszkańcy miast, których nie stać na apartamenty w centralnych dzielnicach i muszą korzystać z samochodów.
Podobnie zresztą uważa zdecydowana większość Niemców. W niedawnym badaniu tygodnika „Der Spiegel” 79 proc. ankietowanych stwierdziło, że źle ocenia działalność grupy. Niemniej media za Odrą zwracają uwagę, że generalnie młodsi Niemcy są dużo bardziej pozytywnie nastawieni do ich metod niż ci starsi czy w średnim wieku.
Niemieckie władze, dla odmiany, wydają się być wobec „Ostatniego pokolenia” mocno wyrozumiałe. Policja bardzo rzadko usuwa protestujących z ulic siłą, aktywiści niezbyt często trafiają do aresztów. I absolutnie nie ma dyskusji na temat jakiegoś politycznego czy prawnego rozwiązania problemu.
– To wynika z niemieckiej kultury politycznej, wolność słowa jest niezwykle ważna. Żadna władza nie chce tego ograniczać – mówi Business Insiderowi dr Agnieszka Łada, wicedyrektorka Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich w Darmstadt. Ekspertka przyznaje, że wolność słowa w przypadku tych aktywistów jest traktowana dość „skrajnie”. Jednak głównie ze względu na historię, władze kraju nie decydują się na ostrzejszą walkę z tą skrajnością.
Czy to znaczy, że aktywiści mogą bezkarnie niszczyć własność publiczną czy prywatną i blokować drogi? Dr Łada odpowiada, że oczywiście, że nie mogą. W wielu sprawach będą się bowiem toczyć procesy aktywistów – zresztą niektóre już teraz się toczą. Gdy członkowie organizacji okażą się winni, rzecz jasna zostaną skazani i tu już wolnością słowa zasłaniać się nie będą mogli. Inna sprawa, że procesy mogą trwać latami, a kraj może się w tym czasie pogrążać w coraz większym paraliżu. Może się natomiast okazać, że w pewnym momencie władze w Berlinie powiedzą aktywistom „dość” i zdecydują się na jakieś ruchy. – Natomiast to jeszcze wyraźnie nie jest ten moment – uważa dr Agnieszka Łada. Obecnie po prostu nikt nie wie, jak sobie z problemem poradzić. Więc pewnie będzie on trwał i się pogłębiał.
A może to „ekoterroryści” będą rządzić?
Wiceszefowa Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich w Darmstadt zwraca uwagę, że Niemczech w ostatnich kilku dekadach narodziła się silna tradycja protestowania „w obronie klimatu”. Z tej tradycji wywodzą się zresztą Zieloni, którzy dziś współtworzą rząd.
Działacze Zielonych zresztą niegdyś również potrafili ostro protestować. Najbardziej znanym przykładem jest tu Joschka Fischer, który w młodości brał udział w radykalnych protestach, których organizatorzy uciekali do przemocy. Sam był zatrzymywany przez policję. W latach 1998-2005 był natomiast wicekalncerzem z ramienia Zielonych.
Może i trochę uciążliwi, ale walczą o słuszną sprawę. Szkoda, że Polacy zamiast dbać o środowisko, wolą budować nowy faszyzm.
niech zablokuja ruch na autostradzie zeby robaki z polski nie mogly dojechac do pracy
Lać ile wlezie tych lewackich ćwoków eko-terrorystów
A wy, tępaki Pucio i (P)iciu, obaj powinniście iść do paki bez dostępu do internetu, głupie, szkodliwe nieroby !