Choć aktualnie minimalne wynagrodzenie za pracę w Polsce wynosi 3,6 tys. zł brutto, a w przypadku stawki godzinowej – 23,50 zł brutto, to w prawie każdej branży zaczyna brakować pracowników podstawowych.
– Firmy starają się za to zachęcić pracowników w inny sposób. Oferują im benefity pozapłacowe, które w pewnym stopniu mogą złagodzić skutki inflacji – mówi Wojciech Rybicki z LeasingTeam Group.
Benefity dla pracowników fizycznych
Świadczenia pozapłacowe, takie jak karnety na siłownie, pakiety opieki medycznej czy ubezpieczenie na życie, przestały już być zarezerwowane wyłącznie dla specjalistów i kadry zarządzającej.
Zdaniem ekspertów niedługo mogą stać się nowym standardem również wśród słabiej wykwalifikowanych pracowników. Takie rozwiązania często są tańsze dla pracodawcy niż podwyższenie zasadniczego wynagrodzenia za pracę, a przynoszą pożądany skutek.
Na stanowiskach produkcyjnych bardzo dobrze sprawdzają się dopłaty do posiłków czy obiady za złotówkę w przyzakładowych stołówkach. Takie rozwiązania są też korzystne dla pracodawcy, ponieważ dofinansowanie posiłków w kwocie do 300 zł miesięcznie jest zwolnione ze składek ZUS.
Pracownicy przywiązują dużą wagę do kwestii dojazdu. Z czerwcowego raportu LeasingTeam Group „Polacy o dojazdach do pracy”, wynika, że dla zdecydowanej większości Polaków (81 proc.) ma on wręcz kluczowe znaczenie, bo wpływa na decyzję o przyjęciu oferty zatrudnienia.
Ukraińcy opuszczają Polskę
Prawie w całym kraju zaczyna brakować rąk do pracy na stanowiska produkcyjne i w magazynach, a także osób do wykonywania podstawowych zajęć w przemyśle, budownictwie, handlu i logistyce.
Luki kadrowe tylko w pewnej części wypełnili pracownicy z Ukrainy. Według danych Urzędu do Spraw Cudzoziemców wśród osób pełnoletnich, które przyjechały do Polski w ciągu roku od wybuchu wojny, jest aż 77 proc. kobiet. Z kolei mężczyźni w wieku produkcyjnym, zdolni wykonywać cięższe prace fizyczne, zostali bardzo szybko wchłonięci przez rynek.
– Według naszych szacunków w Polsce przebywa obecnie około 1,2 -1,7 miliona obywateli Ukrainy, co okazuje się niewystarczające na potrzeby rynku pracy. Sytuacji nie poprawia fakt, że coraz więcej obywateli Ukrainy wraca do swojego kraju lub wyjeżdża z Polski na Zachód – informuje Wojciech Rybicki.
Przegrywamy wyścig. Pracodawcy apelują do rządu
Potwierdzają to dane Eurostatu. Na koniec czerwca w Niemczech mieszkało już ponad 1,3 mln uchodźców z Ukrainy, podczas gdy w Polsce ich liczba spadła do niespełna 978 tys.
Związek Przedsiębiorców i Pracodawców ostrzega, że Polska przegrywa wyścig o imigrantów z Ukrainy. Organizacja apeluje do rządu m.in. o rozwiązania, takie jak szkolenia językowe i zawodowe, które zachęcą do pozostania nad Wisłą.
Pracodawcy, w tym również agencje pracy tymczasowej, są zmuszone poszukiwać pracowników w odległych krajach Europy Wschodniej, a także Azji, Gruzji, Azerbejdżanie, Kazachstanie, Uzbekistanie, Indiach, Nepalu, Bangladeszu czy Filipinach.
Źródło: finanse.wp.pl
przeciez nie beda robić za miske ryżu u morawieckiego,lepiej iść na buty jak niewolnik
Nie byłoby trzeba szukać pracowników za granicą, gdyby pracodawcy mieli coś więcej do zaoferowania dla Polaków. A tak Ci wolą pracować w Niemczech nawet kosztem dojazdu na przykład godziny dziennie w jedną stronę.
Zamiast ładować kasę w Ukraińców, powinni zainwestować w Polaków. I to Polacy powinni mieć pierwszeństwo podczas rekrutacji. A nie, że są firmy gdzie 90% pracujących tam osób to Ukraińcy. A tym sposobem jesteśmy gośćmi we własnym kraju bo pracodawcy chętniej zatrudniają Ukraińców niż Polaków, którzy chcą godnie zarabiać na własne utrzymanie.