Docierając tutaj nie spodziewaliśmy się zastać tak skrajnie patologicznego obrazu życia i utrzymywania niewinnych psów i kotów. Spojrzenie na pierwszego psa utwierdziło nas w przekonaniu, że jest źle.
Prawdziwa katastrofa wyłoniła się dopiero po ponad godzinie rozmów i negocjacji z właścicielkami, jak skutecznie pomóc im zwierzętom.
Gdy już mieliśmy odjeżdżać z interwencji, z obór zaczął wyłaniać się dźwięk szczekania. Szybkie spojrzenie na siebie i pytanie – a tam co panie trzymają. Kobiety spojrzały na siebie i zamilkły… Nam również odjęło mowę…
Takich interwencji się nie zapomina.
Odebraliśmy z tego miejsca ponad 30 zwierząt, ale samo wyrwanie ich ze szponów sadystek to nie wszystko. Wyleczyć, wykarmić i postawić na cztery łapy – to prawdziwe wyzwanie, które będzie trwało nie dni, a tygodnie. Stąd nasza nieustająca prośba o wsparcie tych zwierząt – tych wychudzonych, z wypływającymi gałkami ocznymi, tych niepotrafiących chodzić, z krzywimy łapkami, z robactwem biegającym po sierści, czy ropą wypływającą z różnych części ciała.