Z archiwum naszych publikacji – Taneczne wspomnienia z parkietu

Pod koniec lat 70-tych w Pieńsku prężnie działały kola zainteresowań, zrzeszały one wielu młodych ludzi. Dużą popularnością cieszył się taniec – instruktorką była pani Zdzisława Polanin. To właśnie z jej inicjatywy powstał pomysł spotkania po latach. Zdjęcia przedstawiają grupę baletową z różnych okresów działalności. Jeśli ktokolwiek rozpoznaje się na fotografiach, proszony jest o kontakt mailowy, telefoniczny lub przez messenger.
75 77 86 565
dyrektor@euregiokom.webd.pl

You are currently viewing Z archiwum naszych publikacji – Taneczne wspomnienia z parkietu

Materiał arch. 2018 rok

Podwórka tętniły życiem, zabawy na trzepaku, gra w klasy, podchody. Dzieci spędzały na podwórku więcej czasu niż w domu, ale ważną rzeczą wpisaną w PRL-owską rzeczywistość była aktywność w sferach kultury. Wiele dziewcząt próbowało swoich sił w zespołach tanecznych prowadzonych przez instruktorów tańca: Waldemara Branickiego i Zdzisławę Polanin.

To były inne czasy, był duży nacisk na to aby kultura się rozszerzała. Budowano domy kultury, każda wioska musiała mieć świetlicę, w której ludzie mogli się spotkać, powstawały różne koła zainteresowań. W latach 70 tych byłem instruktorem kulturalno-oświatowym, w tym czasie tańce z muzyką były nowością, nie nazywano tego baletem, była to grupa zainteresowań, z którą Polanin pracowała. Na początku chodziło tylko o to, aby zapewnić jakąś rozrywkę, ale z biegiem czasu tworzyła się z tego podstawowa ekipa, która jeździła na występy i oczywiście osiągała jakieś sukcesy. Ale najważniejszą wartością była radość ludzi, którzy w tym uczestniczyli. Na występy taneczne i spektakle teatralne przychodziły całe rodziny i na tym to bazowało  – wspomina Jan Niespodziański.

 

 

Kurpiowskie stroje były szyte dla dziecięcego zespołu Pieśni i Tańca „Szklarki”, nazwa zespołu była akcentem w stronę hutnictwa szklarskiego, z którego w tamtych latach Pieńsk słynął.

Tańczyłam w zespole Pieśni i Tańca „Szklarki” zespół prowadził pan Waldemar Branicki, który przyjeżdżał z Legnicy. Sprawiał wrażenie arystokraty, był bardzo wymagającym instruktorem. Na próby chodziliśmy dwa razy w tygodniu i nikt nie miał prawa się spóźnić. Najpierw przygotowywał nas od strony baletowej, uczył różnych techniki tańca. Na nogach miałyśmy prawdziwe czarne baletki obwiązane wstążeczką dookoła kostki i oczywiście odpowiednie stroje baletowe, czarne trykoty z długimi rękawkami obszyte czerwoną lamówką, do tego czarne rajstopki. Pamiętam, że było bardzo duże zainteresowanie tańcem, ale do zespołu nie każdy mógł się dostać. Branicki robił maleńki casting i widział, które osoby się nadają, a potem to już była ciężka praca. Założenie kostiumu i zatańczenie w zespole tańca ludowego, było prawdziwym zaszczytem. Stroje kurpiowskie, w których tańczyłyśmy były najwyższej klasy. Pamiętam, że były szyte przez panie z domu kultury, widziałam jak obszywały je kolorowymi tasiemkami. Kostiumy były przepiękne, nie wiem gdzie się podziały. Muzyka była na żywo, pianista przyjeżdżał z Lubania, wszyscy bardo lubiliśmy tego pana, świetny był, ale nie pamiętam jak się nazywał. Zespół w tamtych czasach był swego rodzaju oknem na świat, jeździliśmy na różne przeglądy. To były fantastyczne czasy – opowiada była tancerka zespołu ludowego.

W czasach czarno-białej telewizji, w epoce bez komputerów i telefonów komórkowych ludzie więcej czasu spędzali na spotkaniach towarzyskich, wspólnie się bawili. Domy kultury spełniały w tym czasie kluczową rolę w integracji społecznej.

Miałam 9 może 10 lat gdy w domu kultury zapisywano na balet. lubiłam tańczyć więc się w nim znalazłam. Zajęcia prowadziła pani Polanin, przyjeżdżała dwa, trzy razy w tygodniu wraz z pianistą, który dla nas grał. Ona też umiała grać na pianinie, ale skupiła się bardziej na prowadzeniu baletu. Układała choreografię, opowiadała, że będziemy tańczyły na paluszkach, w tiulowych spódniczkach jak w balecie prawdziwym. Znała wszystkie układy „torturowała” nas nimi, po francusku wypowiadając ich nazwy. Uczyła nas różnych figur gimnastycznych, niektóre dziewczyny tak wyćwiczyła, że potrafiły zrobić szpagat. Gdy z czasem było nas coraz więcej, podzielono balet na dwie grupy: starszą – nastolatek i młodszą – małych dzieci, ja byłam w tej młodszej. Pamiętam piękne kurpiowskie stroje ludowe szyte u krawcowej na zamówienie dla dziewczyn ze starszej grupy. Były bardzo piękne, miały wielkie czapy, koraliki i kamizelki. My mieliśmy białe koszule, spódnice w kolorowe paski, podobne do tych jakie mają dzisiaj panie w zespole Lasowianie. Chłopcy ubrani byli w czarne spodnie, białe koszule i brązowe kamizelki. Gdy pan od pianina nie mógł już dla nas grać, postanowiła uczyć nas tańca współczesnego. Wykorzystała do tego szpulowy magnetofon, przy którym uczyłyśmy się tańca dyskotekowego. Tańczyłyśmy przy muzyce Boney M. Miałyśmy stroje w jednym kolorze i to rzeczywiście fajnie wyglądało – modnie. Z układami tańca nowoczesnego jeździliśmy autokarem po całym regionie. Nigdy nie zapomnę jak wielką miałam tremę gdy miałyśmy zatańczyć na rynku jakiegoś dużego miasta, już nie pamiętam nazwy. Były to lata 80 te, jak zobaczyłam te tłumy ludzi przed ogromną sceną, ze strachu rozbolał mnie brzuch, bałam się na nią wyjść, sparaliżowała mnie trema. W takim momencie człowiek zapomina czego się nauczył, a układ wymagał aby wszystko było idealnie równo wykonane, nie wiem jak ja wtedy zatańczyłam. Pani Polanin miała bardzo dużo pomysłów, uczyła nas tańców towarzyskich, latynoamerykańskich, również klasycznych. Bardzo lubiłam tańczyć poloneza, ale najtrudniejszym dla mnie był kujawiak. Po balecie postanowiła zrobić z nami teatr. Wymyślała sztuki na podstawie wierszy Konopnickiej. Uczyłyśmy się tekstu na pamięć i robiliśmy przedstawienia, z którymi też jeździliśmy po regionie. Bardzo milo wspominam te czasy, spotykaliśmy się po szkole z dziewczynami kilka razy w tygodniu, przyjaźniłyśmy się wszystkie. Dochodziły nowe, odchodziły starsze, poznawaliśmy się nawzajem. To były cudowne lada – wspomina była tancerka.

Taniec dla wielu dziewcząt stał się interesującą formą spędzania wolnego czasu, przy okazji nabywały umiejętność poruszania się na parkiecie.

Każda dziewczyna lubi i chce tańczyć, wtedy też tak było. Zajmowałam się prowadzeniem baletu w Zgorzelcu i w Pieńsku. Były to zespoły tańca nowoczesnego – w tamtym czasie jeszcze nikt nie wiedział co to jest aerobik, nazywano to gimnastyką przy muzyce dla pań i młodzieży. Po latach okazało się, że byłam prekursorką aerobiku. Aby pokazać o co mi chodzi, z zespołem przyjechałam do Pieńska. Po obejrzeniu występu moje dziewczyny z Pieńska stwierdziły, że nigdy tak nie zatańczą, a już po roku byłam z nimi na mistrzostwach polski tańca nowoczesnego.  Obecnie mamy bardzo szeroki wachlarz różnych propozycji, za tamtych czasów wyglądało to inaczej, mało było takich zespołów, dlatego często byliśmy zapraszani na występy. Pamiętam jeden z dziennikarzy warszawskich po naszym występie napisał, że takiego baletu nie powstydziłaby się nawet stolica. Okazało się, że z tak zapadłej prowincji zespół form nowoczesnych zaczyna dostawać zaproszenia i wyjeżdża na występy, nie tylko po kraju, ale też za granicę. Występowaliśmy w byłym NRD, pokazano nas w Niemieckiej telewizji. Dziewczyny w tamtym czasie nie zdawały sobie sprawy z tego jak wiele osiągnęliśmy. O stroje dla nas dbał Górniczy Dom Kultury w Zgorzelcu, tutaj w Pieńsku nikt się tym nie zajmował. Gdy przywieźliśmy nagrodę 5 tys zł. myślałam, że to się zmieni, że będziemy pięknie ubrani od stóp do głów, dyrektor obiecał mi nawet szampana. Ani szampana, ani tych pieniędzy na oczy nie widziałam. Oprócz zespołu tańca nowoczesnego istniał jeszcze  dziecięcy zespół Tańca i Śpiewu „Szklarki” prowadzony przez Waldka Branickiego. Dopiero jak on zrezygnował, w spadku dostałam ten zespól – wspomina Zdzisława Polanin.

Aktualnie Zdzisława Polanin mieszka w dużym domu na wsi. Ponieważ bardzo kocha zwierzęta, otaczają ją koty, psy, kury, kaczki. Znajduje również czas na to co od zawsze kocha – w dalszym ciągu jest aktywna. Mówi o sobie – Jestem zlepkiem niedoskonałości i dlatego ćwiczę.

Fot. Mariusz Pozorski

W 1976 roku Waldemar Branicki wraz z Marią Chrzanowską pracowali z grupą baletową  „Zespół Pieśni i Tańca „Legnica”, która na swoim koncie odnotowała wiele sukcesów. Niestety nie udało mi się zdobyć informacji o dalszych losach pana Branickiego, ze względu na jego szarmancki sposób bycia nazywano go hrabią.

Zapraszamy do galerii zdjęć:

Loading

Ten post ma jeden komentarz

  1. Ewa

    Pani Dzitko duzo,duzo zdrowia i dalszej pracy z mlodzieza

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Reklama
Reklama