Kompleks ten stanowi m.in. ważny element bezpieczeństwa dostaw energii dla mieszkańców regionu. Okazuje się jednak, że ten problem już w przyszłym roku zostanie rozwiązany dzięki nowej linii energetycznej. Ale kłopotów związanych z potencjalnym wygaszeniem elektrowni jest więcej.
13 marca tego roku Wojewódzki Sąd Administracyjny uchylił decyzję środowiskową dotyczącą wydobycia węgla brunatnego na złożu Turów po 2026 r. Wyrok nie jest prawomocny, a Polska Grupa Energetyczna zapewnia, że nie pozostawi sprawy bez walki i zrobi wszystko, by kopalnia mogła dalej funkcjonować.
— Zdajemy sobie sprawę jak ważny dla polskiego systemu energetycznego, dla regionu i wszystkich pracowników jest turoszowski kompleks energetyczny. Naprawimy wcześniejsze błędy i zrealizujemy wszystkie niezbędne działania, aby zachować możliwość normalnego funkcjonowania kopalni i elektrowni Turów z najwyższą dbałością o sprawy ekologiczne i bezpieczeństwo całego regionu, tak długo, jak będzie to potrzebne — zapowiedział Dariusz Marzec, prezes Polskiej Grupy Energetycznej, która jest właścicielem zlokalizowanego w Bogatyni kompleksu.
Nowy prezes PGE w ubiegłym tygodniu spotkał się z załogą turoszowskiej kopalni i elektrowni i zapewnił, że nie musi ona się martwić o swoje miejsca pracy.
— Czekamy na pisemne uzasadnienie wyroku z WSA i na tej podstawie podejmiemy wszelkie możliwe kroki prawne w obronie Turowa. Jestem przekonany o pozytywnym rozstrzygnięciu sprawy – zapewnił Marzec.
Operator krajowej sieci energetycznej już od kilku lat przygotowuje się jednak na czarny scenariusz, który zakłada zamknięcie Elektrowni Turów szybciej niż w 2044 r. Pierwsze plany pokazujące, jakie inwestycje należy wykonać, by polski system energetyczny poradził sobie bez Turowa, powstały już w 2021 r. na fali sporu z Czechami o pobliską kopalnię. Węgiel z tej odkrywki jest jedynym paliwem, który zasila elektrownię Turów, a więc od pracy kopalni zależy funkcjonowanie elektrowni.
Nowa linia energetyczna pomoże regionowi
Zamknięcie Elektrowni Turów dziś zaburzyłoby dostawy energii elektrycznej w całym regionie. Okazuje się jednak, że ten problem wkrótce zostanie rozwiązany dzięki inwestycji realizowanej przez Polskie Sieci Elektroenergetyczne, które są operatorem krajowej sieci przesyłowej.
— Utrata całej Elektrowni Turów to byłby ogromny problem z punktu widzenia całego systemu energetycznego. Lokalnie jesteśmy jednak w stanie wybrnąć z kłopotów poprzez realizację trwających już inwestycji w infrastrukturę przesyłową. Budujemy linię 400 kV Mikułowa-Świebodzice wraz z rozbudową stacji. Te inwestycje zakończą się już na początku 2025 r. i umożliwią przesyłanie energii mieszkańcom Dolnego Śląska po potencjalnym wyłączeniu elektrowni — wyjaśnia Włodzimierz Mucha, wiceprezes PSE odpowiedzialny za obszar inwestycji i rozwoju systemu.
Potencjalne wyłączenie siłowni już w 2026 r. nie wpłynęłoby więc negatywnie na dostawy energii w regionie. Nierozwiązany pozostaje jednak inny problem — nawet z Elektrownią Turów dostępnych mocy w krajowym systemie jest zbyt mało, by w kolejnych latach wyprodukować wystarczającą ilość prądu dla zaspokojenia krajowego popytu i zachować bezpieczną rezerwę. Zamknięcie Turowa jeszcze pogłębi tę lukę.
— Brak elektrowni istotnie powiększyłby przewidywany na 2026 r. deficyt mocy i to byłby poważny problem dla całego krajowego systemu elektroenergetycznego — zauważa Mucha.
Niebagatelna strata dla systemu
Moc całej Elektrowni Turów to nieco ponad 2 GW. Największy blok osiąga moc 496 MW — ruszył w 2021 r., a jego budowa pochłonęła ponad 4 mld zł. Jak dotąd turoszowska siłownia zaspokajała około 6 proc. rocznego zapotrzebowania na prąd w naszym kraju. Obecnie ten udział zapewne się zmniejszył z uwagi na coraz niższą produkcję energii z węgla brunatnego na skutek rosnącej liczby instalacji OZE.
Operator sieci wyliczył, że już w 2025 r. pojawić się może luka w dostępnych mocach sięgająca 1,4 GW. W 2026 r. wzrośnie ona do 3,4 GW, jeśli skończy się wsparcie dla starych bloków węglowych i siłownie te staną się nieopłacalne. W kolejnych latach luka mocowa zmniejszy się z powodu włączenia do sieci morskich farm wiatrowych. Jednak już w 2031 r. może zabraknąć 3,2 GW mocy, a dziura będzie pogłębiać się z roku na rok — w 2033 r. sięgnie 5,2 GW (to moment, kiedy zgodnie z rządowym planem miałby zostać uruchomiony pierwszy blok jądrowy), w 2034 r. już 6,8 GW, a w 2040 r. aż 13,6 GW.
W takiej sytuacji każdy dodatkowy gigawat jest na wagę złota. Operator proponuje nie tylko utrzymanie obecnych elektrowni, ale też budowę nowych.
— W najbliższych latach sytuacja związana z bilansowaniem systemu nie zapowiada się najgorzej, do 2028 r. powinniśmy uniknąć większych problemów, w szczególności jeżeli zostanie wprowadzona derogacja dla udziału jednostek węglowych w rynku mocy. Natomiast brakująca moc w 2034 r. będzie już bardzo istotna. Musimy podjąć działania i mamy na to 10 lat. Nawet przy wykorzystaniu wszystkich planowanych opcji, a więc uruchomieniu o czasie pierwszego bloku jądrowego czy wydłużeniu pracy bloków węglowych, sytuacja nie będzie komfortowa i nowe moce wciąż będą potrzebne — podkreśla Marek Duk, dyrektor Departamentu Rozwoju Systemu w PSE.
Problemów jest więcej
A to nie wszystkie bolączki związane z potencjalnym wyłączeniem Elektrowni Turów. Dziś jest ona jedynym wytwórcą ciepła dla mieszkańców Bogatyni. Konieczna byłaby więc inwestycja w nowe źródło ciepła, inne niż węgiel brunatny.
Kolejna sprawa to lokalny rynek pracy. Turoszowski kompleks to największy pracodawca w Bogatyni i potężny zastrzyk pieniędzy dla gminy. Cały kompleks energetyczny PGE wraz ze spółkami zależnymi zatrudnia blisko 5 tys. osób. A do tego dochodzi cała sieć firm współpracujących z elektrownią i kopalnią. Likwidacja obu zakładów to byłby potężny cios dla gminy i jej mieszkańców.
Organizacje ekologiczne, które zaskarżały decyzję środowiskową dla kopalni Turów, apelują o przyspieszenie transformacji tego regionu i pozyskanie na ten cel środków z Unii Europejskiej.
— Choć wiadomo, że kopalnie trzeba będzie zamknąć, to wciąż brak na to jasnego i uczciwego wobec mieszkańców planu. Coraz wyraźniej widać, że potrzebna jest tu poważna rozmowa między zainteresowanymi stronami, w tym rządową, samorządową i społeczną — mówiła po ostatnim wyroku WSA Agnieszka Stupkiewicz, radczyni prawna z Frank Bold.
Źródło: businessinsider.com.pl